Mowa o filmie "Searching for Sugar Man". Dokument 2012.
Przedstawiona historia Sixto Rodrigueza, zapomnianego, a właściwie niemal zupełnie nieznanego w USA twórcy i autora dwóch albumów (płomiennie polecam!), jednocześnie kultowego w RPA (o czym sam Rodriguez nie wiedział niemal aż do końca lat '90), powala na kolana! Choć fabuła/scenariusz dość mało oryginalnie i leniwie się rozkręca, warto odczekać tych kilkanaście minut początku, bo - po wkręceniu się - wpada się całkowicie - plum! - i tonie w jakże życiowej historii tego artysty... artysty pełną gębą, którego muzyka po prostu "nie chwyciła" w USofA, czego nikt z wypowiadających się w dokumencie nie był w stanie po prostu pojąć. Wystarczy posłuchać, by samemu zacząć się dziwić, nie móc pojąć i. A może nie? A zresztą... Trzeba zobaczyć i basta! Film zresztą nagrodzony niedawno na festiwalu w Sundance, więc znany/lubiany.
Tyle z wymądrzania się nt. kina, wracam do siebie, do własnego ogródka i "sPokolenia", czyli
- Ale CZEMU?
- Chyba PO CO?
- Czyli DLACZEGO!
Przedstawiam to jak ja widzę ewentualny OPIS na okładkę czwartą (tył) książki pt. "sPokolenie, czyli Gniew", która ponoć ma się ukazać za ok. 2 miesiące, a jam żem ją wysmarował w pocie czoła i świście długopisów oraz huku klawiszy - pam! pam! pam... TA DAM!
- Czyli co autor miał na myśli? To on w ogóle myśli?
- TA DAM - nie przestaje autor.
- Co?
- TA DAM! - powtarza zdurniały do reszty, więc... do rzeczy.
"sPokolenie, czyli Gniew"
Próba stworzenia opisu na okładkę, ujęcie I, czyli, co autor miał na myśli - KLAPS!
To książka, w której brak jest tradycyjnie pozytywnych
bohaterów, to bardzo nietypowa historia o antyspołecznych antybohaterach. Przedstawione postaci i opowieści to czarna satyra na współczesną
polską rzeczywistość. Tworząc ją, autor pragnął wyładować swój gniew oraz
wzbudzić go w czytelniku, wkurzyć odbiorcę na tyle, by zaczął myśleć. „sPokolenie…”
prowokuje i zmusza do refleksji nad
konsumpcyjną ponowoczesnością.
(hmmm, chyba nie, jakiś taki strasznie nadęty ten opis... Może kolejne będą lepsze)
Próba stworzenia opisu na okładkę, ujęcie II, czyli, co autor miał na myśli - KLAPS!
Zamierzeniem autora powieści było stworzenie plejady antybohaterów oraz literackie (z przymrużeniem oka oczywiście) skanalizowanie gniewu, który czuje jako – swego rodzaju – reprezentant „spokolenia”, urodzonych na początku lat ’80. Fabuła ta ma być taką małą cegiełką w tzw. głosie pokolenia, do którego autor chciałby się po cichu dołączyć, wtrącając swoje literackie trzy grosze.
(neeee, po co się, motyla noga, tłumaczę...)
Próba stworzenia opisu na okładkę, ujęcie III, czyli, co autor miał na myśli - KLAPS!
„sPokolenie, czyli Gniew” to książka o wszechobecnym gniewie
i nienawiści. To próba stworzenia oryginalnej satyry na współczesność: na
urzędy, urzędników, zachodnią kulturę w stylu hollywoodzkiej fabuły,
cywilizacyjny skok w przyszłość polski i Polaków, odwieczny konflikt młodych
prawicowych wilków ze starymi lewicowymi wygami oraz na zawsze modny trend na
bycie sławnym, przez wszystkich uwielbianym i po wieki wieków zapamiętanym. To
wreszcie nawoływanie do społecznej rewolucji!
Na fabułę składają się trzy historie. Pierwsza - wycinek
życia Dyrektora Któregoś Urzędu, który, znudzony sobą, podeszłym wiekiem oraz
wszechobecną „młodzieżą i nowością”, do których czuje silną nienawiść,
postanawia wplątać się w działania na rzecz zwycięstwa lokalnego przedsiębiorcy
w kampanii na prezydenta miasta. Druga - opowieść o lokalnym przedsiębiorcy,
Hubercie Ha, startującym w kampanii prezydenckiej w celu zwiększenia swoich
wpływów i władzy. Trzecia – to realizacja rewolucyjnego planu groteskowo
terrorystycznej organizacji o nazwie „Pamięć i Przetrwanie” (PiP), której
zadaniem jest zapewnienie dwójce swoich założycieli (paradoksalnie lekarzowi i
pielęgniarce) wiekuistego uwiecznienia w historii ludzkości. Plan ma zostać
zrealizowany poprzez wzbudzenie wśród ogółu społeczeństwa gniewu i nienawiści
do PiP-y i jej założycieli… Książka z przesłaniem, zbudowana na dialogach, „odjechana” jak
historie Palachniuka czy filmy Tarantino.
(ech... ważne, że próbowałem).
Dozo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz